wtorek, 23 lipca 2013

Olbrzymi człowiek z wielkimi możliwościami

Wysoki, przystojny, ambitny, wzbudzający jakże skrajne opinie, tak można z całą pewnością zacząć opis pewnego Łodzianina.

Początek...
Jerzy Janowicz, to nazwisko, które ostatnio jest na ustach całego tenisowego świata, dlatego warto cofnąć się do momentu, w którym to wszystko się zaczęło. Janowicz w spektakularny sposób dał znać o swoim istnieniu na turnieju ATP World Tour Masters 1000 w Paryżu, rozgrywanym na przełomie października i listopada 2012 roku. Rozegrał tam niebotyczną liczbę spotkań, bo po przebrnięciu 3 rund kwalifikacyjnych doszedł do samego finału. Po drodze wyeliminował z turnieju takie nazwiska jak: A. Murray, J.Tipsarevic, czy G.Simon, tym samym wprawił w osłupienie cały świat. Chłopak (23 lata skończy w tym roku) znikąd podbił paryską arenę. Co prawda w finale przegrał z Davidem Ferrerem, ale otrzymał 235 tys. euro, awansował na 26 miejsce w rankingu ATP (wcześniej zajmował 69 pozycję, a na początku sezonu odległe 229 miejsce) i zdobył rozgłos w całym sportowym środowisku.

Zaczęła się wielka przygoda JJ.
W trakcie przerwy do nowego sezonu były wywiady, podpisanie umów sponsoringowych z firmą Atlas i Peugeot, a także żale rodziców Janowicza jak to, do tej pory sami musieli inwestować w karierę syna.
Na szczęście przyszedł nowy sezon, w którym "Jerzyk" mógł nie martwić się o finanse, tylko skoncentrować na występie w pierwszym turnieju zaliczanym do Wielkiego Szlema-Australian Open. Polak odpadł w 3 rundzie, ale zostanie zapamiętany na długo, przynajmniej do przyszłorocznego turnieju, gdzie może pokaże się z innej...lepszej strony. "Jerzyk" podczas meczu drugiej rundy, z S.Devvarmanem pokazał jak wygląda skandaliczne zachowanie na korcie. W tie-breaku przy stanie 9:8 dla Janowicza, piłka zagrana przez Devvarmana spadła blisko linii, według Polaka była autowa, zaś sędzia z Chorwacji była zdania odmiennego. Nie była to pierwsza wątpliwa sytuacja w pierwszym secie, dlatego nasz tenisista zaczął krzyczeć kilkakrotnie: "how many times, tell me?"("Ile jeszcze razy, powiedz mi?") do arbitra prowadzącego to spotkanie. W między czasie padł na kolana, to też nie poskutkowało, więc podszedł do stołka sędziowskiego i tam dalej krzyczał: "how many times?".Więcej takich sytuacji w meczu nie było, ostatecznie Janowicz wygrał to spotkanie, po, którym tłumaczył się ze swojego zachowania (ważna piłka, decydujący moment itp.). Tylko, czy to jest usprawiedliwienie? Mecz był rozgrywany na korcie bez możliwości sprawdzenia piłki (tzw.challange), tym samym zdanie sędziego było ostateczne, a kłótnie Polaka zbyteczne.   Janowicz może się pocieszyć medialnym sukcesem, bo, choć od sportowej strony nie zabłysnął, to znowu jest, o nim głośno. Wideo z incydentem z Australian Open na YouTube ma już prawie 1,5 mln wejść.W takiej sytuacji można się tylko zastanawiać co będzie dłużej zapamiętane: genialny występ z Paryża, czy kontrowersyjne zachowanie w Melbourne Park,a może odpowiedzi należy poszukać w dalszej części sezonu?

Dalsza część sezonu...Polak aktorem, czyli teatralne zachowania Janowicza
W późniejszych miesiącach Jerzy Janowicz wystąpił w kilku ważnych turniejach (Indian Wells, Miami, Monte Carlo, czy Madryt). We wszystkich nie zabłysnął, przeważnie odpadał we wczesnych fazach turnieju. Jedyne co zapamiętałam, to jego groteskowe i teatralne zachowanie w Miami, gdzie publiczność wręcz wygwizdała "JJ" po nieustannych pretensjach do sędziów i żywych dyskusjach z nimi. Jaka była reakcja Polaka na to? Zamiast skupić się na grze, nakłaniał publiczność do większego buczenia, pewnie, dlatego swój występ skończył już na pierwszym rozegranym meczu. Zła passa uległa zmianie w połowie maja, nie można było wymarzyć sobie lepszej okazji do medialnego powrotu niż turniej ATP World Tour Masters 1000 w Rzymie. Jerzyk doszedł do 1/4 finału, gdzie po drugiej stronie siatki znajdował się Roger Federer we własnej osobie. Spotkanie skończyło się wynikiem 6-4,7-6 dla faworyta, co nie daje powodów do hańby dla Polaka. Tu można było, by zakończyć relacje z turnieju w Wiecznym Mieście, jednak Janowicz dał także próbkę swoich możliwości w zakresie swojego zachowania.
Tym razem nie było kłótni, krzyków i pretensji, ale dzika radość, wybuch ekspresji i rozrywanie koszulki jak na meczach piłkarskich, a wszystko to po meczu 2 rundy, gdzie ograł Francuza, Jo-Wilfreda Tsongę (8 w rankingu).Kolejny raz świetna gra została w cieniu wątpliwego zachowania.

Paryż, Londyn- kolejne przystanki zaliczane do Wielkiego Szlema
Roland Garros, czy Wimbledon? Dla Janowicza zdecydowanie to drugie, o ile przygoda w Paryżu zakończyła się na 3 rundzie tak londyńska trawa sprzyjała Polakowi do samego półfinału. Tam czekał faworyt gospodarzy, nadzieja Brytyjczyków na końcowy sukces- Andy Murray(Szkot). Mecz stał na bardzo wysokim poziomie i zakończył się wynikiem 6-7,6-4,6-4,6-3 dla Murray'a. "Jerzyk" odniósł życiowy sukces, ma za sobą pierwszy występ w półfinale Wielkiego Szlema i można zażartować, że dobrze się stało, bo Polak nie przeszkodził w osiągnięciu historycznego osiągnięcia, zwycięstwie Brytyjczyka w Londynie, na które czekano aż 77 lat( Andy Murray pokonał w finale Novaka Djokovica, tym samym spełnił swoje marzenia, jak i całej Wielkiej Brytanii).
Z Wimbledonu cieszy mnie jeszcze jedna rzecz- żadnych wątpliwych zachowań Janowicza, jak widać, jeśli chce, to potrafi łączyć wygrywanie na korcie z odpowiednim zachowaniem.



Co dalej z Janowiczem?
Na chwile obecną bilans tegorocznych spotkań Janowicza wynosi 21-14, sama jestem ciekawa jak będzie wyglądać druga część sezonu w wykonaniu najlepszego polskiego tenisisty.Zastanawiam się, w którym kierunku zmierza Janowicz, najlepszej 10 światowego rankingu, a może nawet pozycji lidera, będąc wśród takich sław jak: Federer, Nadal i Djokovic, czy raczej głównego bohatera skandali, kłótni z sędziami i zawodnika wygwizdywanego  przez publiczność, który nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Lepiej, aby poszedł tą pierwszą drogę, jeśli będzie dalej gwiazdorzyć  i cwaniakować szybko zniechęci do siebie kibiców, tenisistów, komentatorów, dziennikarzy itd..

Polak ma talent i predyspozycje, nikt mu tego nie odbierze, ale momentami razi mnie jego postawa na korcie, na, tyle że nie zostanę jego fanką. Oczywiście, nie którzy będą czuli dumę, inni wstyd, jeszcze innym, osoba Jerzego Janowicza będzie całkowicie obojętna, więc na koniec przytoczę znane wszystkim powiedzenie: Nie ważne jak mówią, ważne, że cokolwiek mówią. Jednego możemy być pewni, o "JJ" jeszcze usłyszymy nie raz.